sobota, 17 sierpnia 2019

Długo, długo ale ostatecznie szczęśliwie

31 listopad 2017r
Weszłam do stajni pełna nadziei na udany dzień. Zaplanowałam sobie wypad w teren wraz z Secret Name, bo panicz też czasem musi ruszyć zadek i popracować nad swoją kondycją, a gdzież przyjemniej jest pracować niż na długiej zacienionej ścieżce w lesie, a na łąkach zawsze można się pobawić ujeżdżeniowo. Do tego chłopaczysko jak każdy inny koń też musi się wyszaleć.
Wyczyściłam ogiera, zawinęłam mu owijki na wszystkie cztery nogi, założyłam kaloszki a na koniec zarzuciłam siodło na jego grzbiet. Przez chwilę się zawahałam czy nie założyć rajdówki lub siodła wszychstronnego, bo miłośnikiem siodeł ujeżdżeniowych to ja nie jestem, ale jednak sięgnęłam po siodło z jego wieszaka treningowego - niby gorszą jakościowo ujeżdżeniówkę, ale tak wygodnie wyklepaną że nawet i w teren się nadaje. Zapięłam na koniec nachrapnik, poprawiłam grzywkę z pod naczółka ogierka i podrapałam go po ganaszach.
- To co Secik, ruszymy nasze dupeczki na spacerek?
Ogier parsknął nieco niezadowolony potrząsając łbem.
- Ja wiem paniczu że wczoraj padało, że może być gdzieś błotko, ale nie marudź. - powiedziałam łapiąc za wodze aby podejść do stołeczka do wsiadania. Podciągnęłam popręg i wsiadłam na jego grzbiet. Ruszyliśmy leniwym stępem przed siebie w kierunku wyjazdu z terenu stajni.
Secret jak to Secret szedł jak baletnica gdy na leśnej ścieżce pojawiły się kałuże - nie zrozumiem jak ktokolwiek może aż tak nienawidzić błotka, że woli iść po krzaczyskach mając jeźdźca głeboko w zadku. No cóż... Przy okazji ćwiczy wysokie podnoszenie nóg, a mnie gwarantuje gimnastykę na wszystkie możliwe kierunki. Może kiedyś się nauczy że błoto nie zjada koni, chociaż zaczynam wątpić w to. Jak przez tyle lat tego nie pojął to będzie ciężko, ale i tak będę próbować.
Kiedy koniożerne kałuże się skończyły sprawdziłam popręg aż w końcu ruszyliśmy kłusem. Kłusowaliśmy sobie spokojnie - nawet koniowi nieco poprawił się humor, rozluźnił się i opuścił łebek niżej. Podrapałam go po szyji, co bardzo mu się spodobało.
- No co Seciku, nie jest tak źle w terenie? - zapytałam nie oczekując odpowiedzi, bo koń udał że nie usłszał. Ale ja już wiem swoje.
Uśmiechnęłam się pod nosem zwalniając do stępa i wyjęłam nogi ze strzemion. - to okazał się mój błąd. A mówili "Nie ufaj madmiernie wypłoszkom w terenie gdy jedziesz samemu". Jak się za chwilę okazało, przyszło mi tego pożałować i to dość poważnie.
Ni z tego ni z owego niemal przed nos Secreta wybiegła sarenka a za nią chyba jelonek. Pewności nie mam, bo ogier spanikował i ruszył przed siebie galopem. Nie było by w tym nic złego gdyby nie to że na tym kawałku się stępuje ze względu na nierówności. A gdy jeszcze wdepnął w błotnistą kałużę, na co odskoczył w krzaki między drzewa podrzucając co chwila dupsko w górę okazało się zbyt wiele. Zapewne gdyby nie ta gałąź która wyrosła mi przed nosem w trakcie tańca skończyłoby się to inaczej, lecz mocne uderzenie grubym konarem w głowę spowodowało że opuściłam końskie siodło.
Nie pamiętam czy byłam ciągnięta za koniem czy tyle się przeturlikałam od impetu, bo straciłam przytomność. Wiem tyle że Secret uciekał dalej.
Nie wiem też ile czasu leżałam. Ponoć zadzwoniłam do Błażeja, ale telefon był głuchy...

2 grudnia 2017r.
Otworzyłam oczy, lecz nie wiedziałam gdzie jestem, ani co się dzieje. Rozejrzałam się w koło nie będąc niczego świadoma na co przeszył mnie ogromny ból.
- Panie Doktorze, budzi się! - usłyszałam jak przez mgłę, ale to mi się nie spodobało...
"Jaki doktorze? O co k*rwa chodzi" nie wiem czy zapytałam się na głos czy tylko w myślach ale odpowiedzi nie dostałam.
- Dzień Dobry pani Karen - zwrócił się do mnie powolnie głośnym ale spokojnym tonem mężczyzna w średnim wieku. - Jest Pani w szpitalu. Czy pamięta Pani, co się stało?
- Nie... Wiem... Nie... Pamiętam... - wydukałam, próbując poruszyć zaprzeczająco głową, lecz przeszedł mnke ogromny ból.
- Spadła Pani z konia podczas przejażdżki i straciła Pani przytomność. Doznała Pani mocnego wstrząsu mózgu, złamania 3 żeber i otwartego złamania kończyny dolnej. Przeszła Pani operacje zespolenia kości piszczelowej, ma pani 4 szwy na głowie. Żebra muszą się niestety zrosnąć same. Może Pani również odczuwać bóle w lewym ramieniu - ma pani tam prawdopodobnie ponadrywane mięśnie, jednak struktury kostne są na swoim miejscu.
- Ale... Co z końmi?
- Na pewno będą musiały sobie poradzić jakiś czas bez Pani.
- Secret! - wykrzyknęłam gdy przypomniałam sobie że to właśnie razem z nim byłam w terenie. - Wie Pan może co z Secretem? - zapytałam lekarza próbując się opanować.
- O konia to już musi Pani pytać swoich przyjaciół. A teraz proszę odpoczywać.

16 grudnia 2017
Wciągneli mój wózek do stajni. No niestety, ręka rzeczywiście służyć mi nie chciała, o nodze nie wspomnę. Jednak dwa tygodnie spędzone w szpitalu na obserwacji, kroplówkach z lekami, płynami a także dwóch jednostkach krwi po złych wynikach (nie wiem czy nie było ich więcej, bo ponoć noga bardzo krwawiła więc trochę tej krwi straciłam) to za długo bez moich koni. Co z tego że przyjaciele mnie odwiedzali, pokazywali ma wideorozmowach stajnię i konie. Lucky, która ponoć wprowadziła się do Marka, ale i tak nie miała apetytu - wiedziała, czuła że coś się ze mną złego stało - powitała mnie z taką radością szczekając głośno a ogon myślałam że jej się urwie. Mark trzymał ją na smyczy bo inaczej już by mi siedziała na kolanach chcąc mnie zalizać na śmierć.
- Moja kochana Darreczka - przywitałam się z owczarkiem gdy już się nieco uspokoiła. Następnie powitałam każdego z moich ukochanych koni.
Kiedy podeszliśmy do boksu Secret Name, ogier stał w kącie przeżuwając siano.
- Secret! - zawołałam otwierając boks. Skarogniady nie ruszył się ani na krok, a jedynie uniusł głowe i zastrzygł uszami. - Seciku kochany, choć do mnie - nawoływałam go, jednak panicz nie raczył się ruszyć. Stał wpatrzony we mnie i jakby niewiedział co ma zrobić.
- Karenko, on nie jest sobą - powiedział kładąc mi dłoń na ramieniu Błażej - Jest jakby cały czas wystraszony. Po tym jak znaleźliśmy go to bał się gdy podeszliśly do niego. W sumie to jedynie Mark się nim teraz zajmuje i opatrywał ranę na boku i nodze a i tak do niego sam nie podejdzie.
- Seciku, maleńki, to ja. Karenka.- mówiłam z łezką w oku. Miałam wyrzuty sumienia - nie powinnam jechać w samotny teren - przepraszam Cię maleńki - powiedziałam wrzucając marchewkę do żłoba. Podszedł dopiero po chwili.
Ogarnął mnie wielki smutek. Obwiniałam się, mimo iż teraz wiem że to był tylko wypadek - mógł się zdarzyć każdemu.

Początek roku 2018 stał pod znakiem rechabilitacji - w końcu miałam cel - wrócić w siodło, wrócić do sportu i zabrać Secreta w teren, bo to w końcu nie jego wina że się wystraszył sarenek.
Potem stopnio zaczynałam wracać powoli, małymi kroczlami w siodło. Oczywiście nie liczę wcześniejszych epizodów, gdzie mimo bólu i nie jednokrotnie łez w oczach chociaż na chwilę wsiadałam na koński grzbiet.
Miałam czas aby się poznęcać nad Marry i innymi osobami jeżdżącymi, czasem początkowo zagryzając zęby a później już coraz sprawniej ćwiczyć z ziemi z końmi, pozostali trenerzy mieli czas ma odpoczynek, bo zrobili przerwe z zawodami - powiedzieli, że poczekają na mnie.

Rok 2019 to już czas moich intensywnych treningów aby wrócić do świetnej formy z przed wypadku, wrócić do zawodów początkowo mnienszych, podwórkowycb, po coraz wyższe i wyższe, dochodząc do reaktywacji stajni znów jako stajni sportowej!

(Przepraszam za błędy, które na pewno są. Widać o której godzinie to publikuję, a nie mam worda aby to sprawdzić - piszę na telefonie ;)
To tak teoretcznie był powód zniknkęcia Karenki z tego świata.
A Karolinka? Coś jej raz wyskoczyło, potem drugi i tak wyszłom. od 1 czerwca 2018r ma dzierżawionego konia z którym ma 3 światy - od chwil radości po niemal zawały na miejscu, w między czasie 3 wizyty w szpitalu, praca i szkoła... No i jakoś nie mogła tego pogodzić... Teraz ma nadzieje że się poprawi :) ]