piątek, 12 grudnia 2014

Marry Annabell Hopkins

Marry Annabell Hopkins
19.09.2003r
Anglia, Londyn

Marry to nasza mała stajenna iskierka i ulubienica wszystkich w koło. Zamiłowana w koniach od najmłodszych lat i jakby urodzona w siodle. Każdy z Nas wie, że to nieoszlifowany diament i jeśli nic się nie zmieni to dziewczynka osiągnie wiele.

Nastolatka trafiła do nas po znajomości, ale cieszymy się że tak się stało. W swym rodzinnym mieście – Londynie stawiała pierwsze kroki w siodle i choć ma o sobie niską samoocenę to dużo się tam teraz nauczyła. Miała pod swoją opieką kucyka imieniem Maxima na którym uczyła się podstaw i startowała w „podwórkowych” zawodach skokowych. Pomimo drobnych niedociągnięć jej trenerka była z niej zadowolona. Dziewczynka niestety nie była na to gotowa psychicznie i to ją nieco przyblokowało. Niebawem po tym na dodatek Maxim został sprzedany ze szkółki w prywatne ręce i wyjechał do przydomowej stajni bogatego małżeństwa. To już całkowicie załamało Marry i zaprzestała jeździć.

Próbowała zapomnieć o koniach, zwłaszcza po przeprowadzce lecz podświadomie kupując figurki i akcesoria z ich podobizną, nie mogła.

Okazało się, że jej mama była kiedyś dobrą znajomą siostry Karenki i tak od telefonu, do telefonu dziewczynka przyjechała do New Hamshire (gdzie stało kilka koni z Any Win, w czasie jego remontu i odbudowy), a potem już jako nasza mała gwiazda w juniorach przyjechała by dumnie reprezentować Any Win.

Panna Hopkins jak to na nastolatkę przystało bywa humorzasta, kłótliwa i arogancka, ale na szczęście te jej humorki szybko ustępują gdy tylko zobaczy pyszczek swojego ulubieńca Joly’ego. Choć owszem, zdarzy jej się być dla nas niemiłą, to wybaczamy jej to, bo sami pamiętamy jak to było w jej wieku. Poza tym zawsze kiedy ochłonie i dojdzie do siebie przeprasza za swoje zachowanie. Więc skoro sama zdaje sobie sprawę, że robi niepoprawnie to czemu mielibyśmy jej wypominać błędy?

W stajni zawsze w czystych bryczesach i koszulce z naszym logiem. Nie wiemy jak ona to robi... chyba że codziennie wieczorem wstawia pranie. Na zawodach, nawet gdy nam tylko luzakuje to jest na jasno ubrana. Włosy nigdy nie są rozkopane i związane na najróżniejsze sposoby. Gdyby nie konie zapewne zostałaby fryzjerką, choć u nas też ma tę fuchę. Nikt nie zaplecie tak idealnych koreczków ani tak doskonałego kłosa jak Marry.  Mimo zamiłowania do porządku w detalach jest okropną bałaganiarą a jej ubrania czy prywatny sprzęt dla ulubieńca panoszy się po całej siodlarni i szatni.
Jeśli chodzi jednak o pracę z koniem stara się być perfekcjonistką. Nie wiem czy ktokolwiek z takim uporem wymawiałby nawet najmniejsze błędy jakie wyczuje lub zobaczy na zdjęciach czy nagraniach. Potrafi co trening prosić np o ustawienie jednej konkretnej przeszkody by ją ćwiczyć do perfekcji, w między czasie doszukując się kolejnych błędów.  A jej największym błędem jest porównywanie się do osób które jeżdżą latami. Niestety nie wszystko jest kwestią talentu a bardziej ćwiczeń.

Jej ulubioną dyscypliną jest ujeżdżenie, w którym odnajduje się najlepiej. Lubi poskakać, ale najlepiej tylko na maneżu. Boi się crossu, jednak starając się spędzać jak najwięcej czasu z Paskudem i tu próbuje swoich szans. Swoją drogą ciekawe czemu tak jest, jak w terenie do wariactw i harców jest zawsze druga (nooo chyba że Karenki nie na to pierwsza). Lubi jeździć w samotności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz